wtorek, 28 lipca 2015

Kąski mięsne z galaretką w słoiku wg Aleex



Za mną cudowny weekend w Lublinie. Nieustająco darzę to miasto sentymentem od wielu, wielu lat. Tam studiowałam, tam studiowała moja córka, tam pracuje i tam mieszka. A dzięki temu ja mogę odbywać podróże sentymentalne – przynajmniej od czasu do czasu. W piątek wybrałam się na zwiedzanie Majdanka. Byłam tam wiele razy z młodzieżą, ostatni raz w kwietniu tego roku. Kiedy jednak wiosną zobaczyłam nową multimedialną ekspozycję, wiedziałam, że muszę tam wrócić, aby obejrzeć ją po swojemu i dokładnie. I tak zrobiłam. Na zewnątrz był straszny upał, ale ubrałam się w cieniutką, letnią sukienkę, zabrałam ze sobą butelkę zimnej wody i wyruszyłam. Zawsze, kiedy patrzę na monumentalny pomnik-bramę, czuję dreszcze. Wygląda ona jak symboliczne wejście do piekieł, jakim niewątpliwie dla tysięcy więźniów był obóz koncentracyjny. Przechodzę obok białego domku i wchodzę do zimnego baraku, w którym mieściły się łaźnie i komory gazowe. W środku panuje chłód, nikogo wokół mnie nie ma. Na ścianach widać niebiesko-zielone wykwity cyklonu B, którym uśmiercano ludzi. Ta cisza i samotność wywołują dodatkowe emocje. Wyjście na zewnątrz jest jak przejście do innego świata. Wciąż nie mogę się nadziwić, jak to możliwe, że ten spokój spowija miejsce, w którym setki tysięcy ludzi maltretowano i zabijano. Mijam Ogród Róż i wchodzę do kolejnych baraków. Oglądam makietę obozu i wtedy słyszę, że ktoś mnie woła… po rosyjsku. Podchodzi do mnie rodzina. Dwójka młodych ludzi z małymi dziećmi i pytają o obóz. Na początku wpadam w lekką panikę. Nie mówiłam po rosyjsku od kilkunastu lat. Wiele słów zapomniałam. Nie znam terminologii obozowej po rosyjsku. Powoli, używając ogólnych słów, opowiadam o najważniejszych wydarzeniach. Pokazuję im na makiecie dom komendanta i poszczególne pola obozowe. Razem wchodzimy do kolejnych baraków. Oglądamy buty i przejmującą ekspozycję Shrine (Świątynia), poświęconą bezimiennym ofiarom nazistowskiego terroru. Rozdzielamy się dopiero w baraku z multimedialną ekspozycją. Tam zostałam przez ponad godzinę. Czytałam fragmenty wspomnień więźniów, słuchałam ich relacji, oglądając filmy, patrzyłam na drobne przedmioty, które przetrwały swoich właścicieli. Wśród rzeczy znajdował się niezwykły różaniec z chleba. Zastanowiłam się – jak ważny musiał być Bóg i jak dużą dawał nadzieję, że więźniowie poświęcili odrobinę chleba, którą otrzymywali, by wykonać ten różaniec. Zwiedzając multimedialną ekspozycję odpoczęłam przed kolejnym etapem wędrówki. Potem obejrzałam baraki mieszkalne, krematorium i rowy egzekucyjne. Siadłam w cieniu Mauzoleum i zadumałam się nad wykutymi w skale słowami: LOS NASZ DLA WAS PRZESTROGĄ. To prawda. Tylko jakie wnioski wyciągnęliśmy z tego, czego doświadczyli nasi przodkowie podczas wojny? Czego nauczyło nas bestialstwo nazistów i cierpienia niewinnych? Dlaczego z taką łatwością dziś sięgamy po broń i epatujemy nienawiścią? Zawsze, za każdym razem kiedy jestem na Majdanku, zadaję sobie te same pytania i nie umiem znaleźć żadnej odpowiedzi. Za każdym razem wychodzę spośród baraków zadumana nad kondycją ludzkości. I za każdym razem idę drogą od Mauzoleum ku bramie, jakbym odbywała własną pokutę. Dlaczego? Bo tak trzeba. Bo jesteśmy to winni tym tysiącom niewinnych ludzi, którzy tutaj cierpieli i zginęli. Bo to część naszej tożsamości. Dlatego za każdym razem, gdy jestem w Lublinie, wracam na Majdanek. Aby niczego nie zapomnieć.
Lublin to nie tylko to wyjątkowe miejsce. To także nowoczesne galerie, cudowna, urokliwa i tętniąca nocnym życiem Starówka: mnóstwo knajpek, ogródków rozedrganych głosami bawiących się i odpoczywających ludzi, koncerty, występy i niezwykła atmosfera. Lublin to świetne miasto do studiowania i coraz lepsze do mieszkania. Cieszę się, że mogę do niego wracać.
Po cudownych trzech dniach wróciłam i zaczęłam przygotowania do kolejnego wyjazdu, tym razem do sanatorium. Na ponad trzy tygodnie muszę zabrać wszystko, tym bardziej, że będę sama. W ferworze pakowania znalazłam chwilę, aby przygotować dla chłopaków coś pysznego - kąski mięsne z galaretką w słoikach. To rodzaj konserwy, którą można wykorzystać na kilka sposobów. Można pokroić mięso w plasterki i położyć na kanapce. Można je dodać do zupy lub makaronu czy sosu. Możne je podgrzać i zjeść z ziemniakami jako pyszny obiad. Kąski mięsne śmiało możecie zabrać ze sobą na urlop nawet wtedy, gdy nie macie dostępu do lodówki. Po odpowiednim pasteryzowaniu nic się z nimi nie stanie. My już je wypróbowaliśmy i jesteśmy jednomyślni w ocenie – są pyszne! Polecam.


Składniki (na 1 kg mięsa):

• 1 kg mięsa surowego (np. karkówka, szynka, łopatka)
• 150 g boczku surowego lub parzonego wędzonego (koniecznie ze skórą!)
• 3 duże ząbki czosnku
• 1 łyżka soli
• 1 łyżeczka przyprawy Delikat Knorr’a do mięs
• pieprz (opcjonalnie)

Ilość można zwiększać.

Sposób przygotowania:

1. Mięso opłukać pod zimną wodą, osuszyć ręcznikiem papierowym i pokroić na większe kawałki.


2. Boczek ze skórą pokroić w plastry. Włożyć z mięsem do miski.


3. Dodać sól, ewentualnie pieprz (ja pominęłam), przyprawę, obrane i pokrojone na kawałki ząbki czosnku. Wymieszać i odstawić pod przykryciem na całą noc do lodówki.



4. Po tym czasie wyrzucić czosnek, mięso wkładać do wyparzonych, gorących słoików: na dno każdego słoika włożyć po 2 plasterki boczku ze skórą, potem mięso i na wierzch ponownie plasterek boczku. Skóra jest niezbędna, aby galaretka, która pojawi się w słoiku, po ostygnięciu stężała.




5. Dno garnka wyłożyć ściereczką, wlać ciepłą wodę i wstawić mocno zakręcone słoiki. Woda powinna sięgać prawie do końca słoika. Z podanych składników wyszło mi 5 małych słoiczków kąsków.


6. Gotować na małym ogniu 3 godziny. Zostawić w wodzie do przestygnięcia.
7. Słoiki wyjąć i zostawić na desce do czasu, aż będą chłodne, wówczas schować je do lodówki.



Smacznego.

Uwaga: Jeśli chcemy zabrać mięso ze sobą w podróż, a nie mamy lodówki, trzeba przygotować je wcześniej i gotować w następujący sposób:
- 1 dzień – 3 godziny; ostudzić;
- 2 dzień – 2 godziny; ostudzić;
- 3 dzień – 1,5 godziny; ostudzić i gotowe.

Przepis pochodzi ze zbiorów megii013 i został przeze mnie zmodyfikowany.

Tym wpisem żegnam się z Wami na okres wakacji. Wrócę pod koniec sierpnia. Miłego i bezpiecznego wypoczynku Wam życzę.
Do zobaczenia. Aleex.

środa, 22 lipca 2015

Burrito wg Aleex



Na razie wolne dni spędzam…. w pracy. Dario, lekko zdenerwowany, docina mi, że chyba najlepszym pomysłem na letni wypoczynek jest dla mnie szkoła. Wiem, że nie jest zadowolony, bo chciałby mieć mnie w domu, ale muszę być w szkole chociaż na kilka godzin, bo jeszcze sporo jest do zrobienia. Po pierwsze spotkałam się z nowymi pracownicami i ustalałyśmy wspólnie różne rzeczy, po drugie przed wyjazdem chciałam dokończyć sprawozdanie dla Starostwa, żeby zdążyć je wysłać już w sierpniu, po trzecie chciałam zacząć planowanie nadchodzącego roku szkolnego, bo kiedy wrócę z sanatorium na pewno zabraknie mi czasu, po czwarte… W końcu Młody przyszedł po mnie do szkoły i razem wróciliśmy do domu. Żeby nieco poprawić humor mężowi, zrobiłam dla nas na obiad burrito – nieco spolszczoną wersję meksykańskiej potrawy. Danie jest idealne na szybki obiad w upalny dzień. Nie trzeba stać w nieskończoność w nagrzanej kuchni, a efekt naprawdę zaskakuje pysznym smakiem. Burrito świetnie się także sprawdzi na różnych imprezach. Można je przygotować i zjeść wspólnie z gośćmi. Jestem pewna, że każdemu przypadnie do gustu. Polecam.


Składniki na 4 duże porcje:

• 500 g mięsa mielonego z szynki
• 150 g chudego boczku
• 1 duża cebula
• olej
• sól, pieprz, oregano, cukier, chili
• 1 duży ząbek czosnku
• 1 dojrzały pomidor bez skóry
• ½ puszki pomidorów bez skóry
• 4 duże tortille

Sposób przygotowania:

1. Boczek i cebulę pokroić w kostkę.


2. Na patelni rozgrzać trochę oleju, wrzucić boczek, lekko podsmażyć.


3. Po chwili dodać pokrojoną cebulę, dokładnie rozdrobnić i smażyć.



4. Do boczku dodać mięso mielone, przyprawić całość i smażyć, aż wydzielony płyn prawie całkowicie odparuje.



5. Pomidora obrać ze skóry, pokroić miąższ (bez pestek) na kawałki. Do burrito, jeśli lubimy, można dodać kawałki świeżej papryki , pieczarki, ale ja tego nie dodawałam.


6. ½ puszki pomidorów zmiksować, doprawić solą, chili i oregano.


7. Na patelnię włożyć kawałki pomidora, wymieszać.


8. Wlać sos pomidorowy, dodać szczyptę cukru. Wcisnąć ząbek czosnku.




9. Całość dusić aż do odparowania sosu i przeniknięcia wszystkich smaków.


10. Na tortilli rozłożyć ¼ nadzienia. Zwinąć dość ciasno.




11. Na suchej, rozgrzanej patelni opiec wypełnioną farszem tortille po 2-3 minuty z każdej strony, aż do lekkiego zezłocenia.


12. Podawać burrito z ulubionymi dodatkami.



Smacznego.

niedziela, 19 lipca 2015

Bułeczki z twarożkiem i jagodami wg Aleex




Lipiec mija mi w pracy. To niewiarygodne że mimo wakacji ciągle siedzę w szkole po kilka godzin dziennie. Ostatnie dziesięć dni były naprawdę bardzo trudne. Narada, spotkania w Starostwie, „gorąca” linia telefoniczna i ciągłe ustalenia, na które nie mogłam się zgodzić, dyskusje, negocjacje. W piątek przeżyłam bardzo trudne spotkanie, tym razem u mnie w szkole. Uff, dużo tego było. Piszę w czasie przeszłym, bo to już za mną. Od jutra zaczynam urlop, przynajmniej teoretycznie. I zaczynam go od kolejnego przeziębienia i kolejnego antybiotyku. Mam nadzieję, że uda mi się odpocząć i odzyskać trochę odporności, bo nie podoba mi się to ciągłe przeziębianie się. Dario też choruje. Chyba „sprzedałam” mu wirusa, bo objawy ma podobne do moich tylko nasilone. Szkoda mi go, ale przeżywam trudne chwile, bo chory mąż w domu jest dużym wyzwaniem. Aby trochę poprawić mu nastrój, upiekłam dziś bułeczki z twarożkiem i jagodami. Skorzystałam z przepisu, który umieściła u siebie Dorotus, ale podwoiłam i trochę zmieniłam proporcje. Przepis podaję Wam po modyfikacjach. Bułeczki smakują rewelacyjnie. Są puszyste, owocowe, po prostu przepyszne. Warte tego, aby postać w kuchni przy włączonym piekarniku, mimo upałów. Polecam.

Składniki na 24 bułeczki:

• 160 g drobnego cukru
• 1 płaska łyżeczka soli
• 140 g miękkiego masła
• 2 duże jajka
• 1 kg mąki pszennej
• 2 i 1/4 szklanki ciepłego mleka

Rozczyn:
• 40 g świeżych drożdży
• 3 łyżki ciepłego mleka
• ok 3 łyżek mąki
• 1 łyżeczka cukru

Nadzienie:
• 500 g jagód (mogą być mrożone)
• 300 g serka śmietankowego
• 2 łyżki miodu
• 4 łyżki cukru waniliowego

Dodatkowo:
• 1 żółtko
• 2 łyżki mleka

Sposób przygotowania:

1. Twarożek, miód i cukier waniliowy dokładnie wymieszać, odstawić.


2. Zrobić rozczyn – rozmieszać drożdże z cukrem, mlekiem i mąką, aby całość miała konsystencję gęstej śmietany. Odstawić pod przykryciem do wyrośnięcia na kilkanaście minut (patrz: Porady Aleex).



3. Do misy miksera włożyć mąkę, cukier, rozkłócone jajka, miękkie masło.



4. Wsypać sól, wlać ciepłe mleko i dodać wyrośnięty rozczyn.



5. Wyrobić miękkie, elastyczne ciasto, może się trochę kleić. Ciasto musi wyć bardzo dobrze wyrobione, wyraźnie powinno odchodzić od miski.



6. Przełożyć je do misy oprószonej mąką, odłożyć do podwojenia objętości w ciepłe miejsce, przykryte ręczniczkiem.



7. Połowę wyrośniętego ciasta wyjąć na stolnicę, lekko wyrobić, podsypując delikatnie mąką. Rozwałkować na prostokąt 30 x 35 cm (nie większy, bo ciasto będzie zbyt cienkie).



8. Posmarować ciasto połową twarożku i posypać połową jagód (ja tym razem użyłam borówek).



9. Zwinąć roladę wzdłuż krótszego boku.



10. Pokroić ciasto na 12 równych części - ślimaków, które ułożyć powierzchnią ściętą do góry, w odległości około 1 cm od siebie na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia.


11. Każdą bułeczkę posmarować rozkłóconym żółtkiem z mlekiem.


12. Z drugą połową ciasta, twarożku i jagód postąpić tak samo.
13. Odstawić ponownie do wyrośnięcia w ciepłe miejsce, na około 60 minut.


14. Bułeczki piec w temperaturze 190ºC przez około 20 - 25 minut, aż będą dobrze wypieczone.


15. Jeszcze ciepłe można polukrować lub posypać cukrem pudrem.



Smacznego.