wtorek, 10 listopada 2015
Gęsina w pieczarkach wg Aleex
Jakoś kiepsko zaczął się ten tydzień. Wczoraj pojawiła się w szkole kontrola. Przez tydzień będzie lekkie zamieszanie. Dokumenty są w porządku, sama ich pilnuję, więc nie stresuję się wynikiem sprawdzania. Natomiast sporo spraw mam zaplanowanych na te dni i będę musiała je albo przekładać, albo odwołać. No trudno.
Wczoraj także uczestniczyłam w bardzo smutnej uroczystości. Zmarła chora dziewczyneczka z naszej szkoły. Wzięliśmy udział w pogrzebie, bardzo trudno było opanować emocje i powiedzieć kilka słów do zrozpaczonych rodziców, kiedy drżał mi głos. Ale było to konieczne i dobrze, że sprostałam temu wyzwaniu.
Jutro Święto Niepodległości. W mojej szkole już dziś świętowaliśmy, a w zeszłym tygodniu młodzież, przy pomocy Muzeum Józefa Piłsudskiego, wykazała się ciekawą inicjatywą – uczniowie wypisali i wysłali do ponad 500 osób okolicznościowe kartki upamiętniające to ważne dla Polski wydarzenie. Jutro, jak co roku, wezmę udział w mszy za ojczyznę, a dzisiaj byłam na uroczystej wieczornicy przygotowanej przez uczniów.
To wyjątkowe święto chcę także zaakcentować w mojej kuchni i dlatego jutro przygotuję na obiad gęsinę. Zgodnie z kampanią społeczną, gęsina po raz pierwszy pojawiła się na naszym stole już kilka lat temu. Od tego czasu przynajmniej kilka razy piekłam gęś. Na jutro proponuję to pyszne mięso w nieco innej odsłonie. Nam ta wersja bardzo smakowała. Może wykorzystacie ją w swoich domach? Polecam.
Składniki:
• 1 pierś gęsi
• 2 udka gęsie
• 1 kg pieczarek
• 2 cebule
• smak mięsny (patrz: Porady Aleex)
• przyprawy: sól, czosnek granulowany, przyprawa do mięs, majeranek,
• olej
• 2 duże ząbki czosnku
Sposób przygotowania:
1. Kawałki mięsa opłukać, osuszyć, oprószyć solą, czosnkiem i pozostałymi przyprawami. Dodać kawałki czosnku. Włożyć do lodówki na całą noc.
2. Następnego dnia kawałki mięsa lekko zwilżyć oliwą – wystarczy natłuścić dłonie i przyłożyć je do mięsa.
3. W skórze zrobić małe dziurki, aby tłuszcz miał którędy wypłynąć.
4. Blaszkę, w której będziemy piec mięso, natłuścić odrobiną oleju i pustą wstawić do piekarnika nagrzanego do 200 stopni C na 10 minut.
5. Po tym czasie wyjąć blaszkę i skórą do dołu położyć kawałki mięsa. Włożyć do piekarnika nadal nagrzanego do 200 stopni. Piec 15 minut.
6. Do miski, w której są jeszcze przyprawy, wlać 1 szklankę wody i ¾ smaku mięsnego (można zastąpić bulionetką pieczeniową). Wymieszać.
7. Po tym czasie wyjąć brytfannę. Wlać do brytfanny z mięsem przygotowaną mieszaninę wody i przypraw. Dodać kawałki czosnku.
8. Zmniejszyć temperaturę do 170 stopni C, wstawić brytfannę i piec mięso, co 15-20 minut polewając je wytworzonym płynem. W sumie pieczenie powinno trwać około 2 godzin.
9. Pieczarki obrać, pokroić w ćwiartki.
10. Cebule pokroić w kostkę.
11. Na patelni rozgrzać trochę oliwy. Zeszklić cebulę. Dodać pieczarki. Osolić.
12. Grzyby smażyć do chwili, aż cebula prawie całkowicie się rozpadnie, ale na patelni zostanie jeszcze trochę płynu z pieczarek. Dodać do grzybów pozostałą część smaku mięsnego. Chwilkę jeszcze poddusić. Odstawić.
13. Gdy do końca pieczenia mięsa zostało 40 minut, wystawić brytfannę z piekarnika i odlać większość wytopionego tłuszczu.
14. Do brytfanny dodać pieczarki. Wstawić do piekarnika. Polewać podczas pieczenia.
15. Gęś jest gotowa, gdy mięso odchodzi od kości.
16. Podawać z ziemniakami, czerwoną kapustą i buraczkami.
Smacznego.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
chyba nigdy nie jadłam gęsi..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie ;)
Musze szybko wypróbować ten przepis bo jak go czytałem i oglądałem foto to aż mi ślinka ciekła. Wygląda to przepysznie.
OdpowiedzUsuńPani Aleex... litości! Czy to jest blog kulinarny czy prywatny pamiętnik? Zapewne ma Pani świadomość, że większość odwiedzających to anonimowi ludzie, chcący jedynie skorzystać z przepisów a przede wszystkim ZRELAKSOWAĆ SIĘ, bo kuchnia i gotowanie to dla wielu osób także relaks, odpoczynek. A u Pani na blogu niestety te wstępy do przepisów nie o przepisie to dramat! Wpędzają człowieka w depresję, zły nastrój. Czy naprawdę Pani jest osobą o takiej aurze wokół siebie, tak dramatyczną i wiecznie zatroskaną? Przykro mi, że to piszę, ale nie da się tego czytać... Jeśli to blog dla przyjaciół to nie powinien być publicznie dostępny a zahasłowany.
OdpowiedzUsuńNie wiem jaki cel dzielenia się tym wszystkim co Pani robi - to umęczenie życiem, ten negatywizm... Skąd to u Pani? Może to gra - Pani wie, że czytają to również znajomi i chce Pani być uważana za taką osobę trochę cierpiętnicę społeczności, wrażliwą duszę. Nie wiem, pewnie to czasem w życiu pomaga. Argument, że to Pani blog to trochę nieporozumienie, ponieważ Pani to udostępnia całej Polsce i musi liczyć się ze zdaniem osób, które tu zaglądają. Nie ma co ukrywać, że my mamy zysk w postaci Pani przepisów, zaś Pani ma z tego jakieś tam profity (np. z reklam). Jeśli tak nie jest to proszę blog dać na hasło, wówczas pisać dla przyjaciół takie rzeczy, którymi Pani się dzieli, obecnie z całą Polską a i pewnie polskimi emigrantami To nie jest hejt z mojej strony, choć o hejtowaniu coś Pani ostatnio wspomniała. Może czas się po prostu zastanowić nad tym czym Pani się tu z nami dzieli? Wchodzenie na Pani blog nie jest relaksem przez ton wpisów. Wiemy, że jest Pani zmęczona, zmartwiona itp. Po co szerzyć takie nastawienie? PROSZĘ PRZYSTOPOWAĆ. To dobrze zrobi nie tylko Pani, ale i ludziom wokół. Mąż też pewnie ma dość Pani dramatyzmu. Więcej pozytywnej energii życzę!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńCiekawe spostrzeżenia :D Ale po kolei – mój blog to moja koncepcja na dzielenie się i przepisami, i refleksjami. Taki pomysł na prowadzenie bloga realizuję już kilka lat i taki zostanie. Nikogo nie zmuszam do wchodzenia na tę stronę, nikt nie jest tu związany umową lub przykuty łańcuchem. Jeśli przeszkadzają Pani/Panu posty, proszę je sobie darować i od razu przejść do przepisu albo poszukać takiego miejsca w sieci, które będzie Pani/Panu odpowiadać –na pewno jest ich wiele.
UsuńMoje refleksje dotyczą różnych rzeczy – pozytywnych i mniej pozytywnych, ot, życia po prostu. I będą się one pojawiały nadal. Co do umartwiania się, umęczenia życiem czy negatywizmu to, przyznaję, rozbawiło nas (mnie i męża) to określenie do łez :D :D :D Z natury jestem niezwykle pogodną, aktywną, optymistycznie nastawioną do świata i oddaną ludziom osobą, typem społecznika, który ciągle robi coś dla innych, niekoniecznie się z tym obnosząc. W swoim środowisku opinię od dawna mam ugruntowaną – jestem otwarta i zdecydowana, asertywna i wrażliwa. I naprawdę nie potrzebuję bloga, żeby się dowartościowywać :D A mój osobisty mąż nie ma mnie dość od 26 lat, być może dlatego, że widzi we mnie normalną kobietę z krwi i kości oraz życiowego partnera, a nie rozhisteryzowaną, udramatyzowaną zjawę.
Nie wiem, skąd wzięła się taka ocena – przejrzałam posty, od czerwca nie pojawia się tam słowo „zmęczenie”. Owszem, piszę o zabieganiu i dużej ilości pracy, bo jestem, niestety, typem pracoholika. Ale zabieganie, czy nawał obowiązków nie zawsze idzie w parze ze zmęczeniem – ja o nim piszę bardzo rzadko. Raz wspominam o niedzielnym odpoczynku, co jest chyba normalne dla wszystkich. Hmmm…. A może To Pani/Pan odczytuje te treści tak katastroficznie? Może to jakieś uprzedzenie? Nie jest to jednak zgodne z istotą moich wpisów. Po prostu wystarczy czytać ze zrozumieniem i nie pozwalać sobie na nadinterpretację czyichś słów.
Proszę Pani/ Pana, myślę, że nieporozumieniem jest Pani/Pana stanowisko. Ma Pani/Pan prawo, by wyrazić swoje zdanie, zapewniam, że gdyby było ono hejtem, nie zostałoby opublikowane. Jednakże proszę pamiętać – ma Pani/Pan także prawo wyboru. Jeśli mój sposób pisania lub moja osobowość, przedstawiona przez Panią/Pana tak pesymistycznie, Pani/Panu nie odpowiada, to po co się umartwiać? Ja jestem na tyle asertywna, że jeśli coś mi nie pasuje, z czymś się nie zgadzam, od razu o tym mówię i nie chowam głowy w piasek, nie udaję. Może czasami warto przemyśleć także słowa, które wypowiadają inni? To jest istotą tolerancji :D
Pozdrawiam, Aleex :D