.

.

środa, 28 maja 2014

Karkówka w sosie własnym wg Aleex



Maj, jak co roku, przecieka mi przez palce. Siedzę w pracy. Wiem, nic nowego. Jednak w dzisiejszych czasach biurokracja jest tak rozbudowana, że urasta do rangi absurdu. Ledwo zakończyły się matury, podczas których organizacja pracy w szkole stoi na głowie, już zaczęły się egzaminy zawodowe. To wszystko jest nienormalne – nauczyciele pracują w komisjach w swojej lub innej szkole, lekcje przepadają, bo nie ma kto ich prowadzić. Sale zajęte, bo grupy zdających na niektórych przedmiotach powinny być małe. Nie jest to wprawdzie narzucone przepisami, ale wynika z logiki – jeśli dziecko ma dobrze słyszeć głos lektora czytającego polecenia, egzamin nie może się odbywać w sali gimnastycznej, gdzie jest duży pogłos.
W tym roku koniec maja to także nowe egzaminy zawodowe tzw. z kwalifikacji. Podczas pierwszego dnia tych egzaminów pojawił się u mnie na jednej ze zmian obserwator, jak co roku zresztą. Jak zawsze wszystko było w porządku, tylko dla zdających stres zdecydowanie większy. Teraz do egzaminu przystępują coraz młodsi uczniowie. Gdy patrzyłam na tych niespełna osiemnastolatków, doszłam do wniosku, że są za młodzi na tak poważny egzamin. Nie rozumieją, że dużo od niego zależy, że taki jest ważny. No cóż, poczekamy na efekty. Egzamin z kwalifikacji odbywał się u nas na trzech zmianach, więc siedzieliśmy w szkole od 6.30 do 19.30. Następnego dnia rano trzeba było zawieźć prace do OKE. Co roku wyprowadza mnie to z równowagi. Na dyrektora zrzuca się odpowiedzialność za dowiezienie arkuszy i nikogo nie obchodzi, czy ma on samochód lub prawo jazdy, nikt się nie martwi, że może dojść do jakiegoś losowego zdarzenia po drodze, choćby zwykłego wypadku. Dziwi i drażni taka niefrasobliwość, tym bardziej, że nie mamy na nią wpływu i jeździmy po 120 kilometrów w jedną stronę, aby wypełnić obowiązek.
W domu prawie mnie nie ma. Wracam wieczorami skonana i znów biorę się do roboty. Dobrze, że tegoroczne sprawdzanie matur już za mną. Moja kuchnia z dnia na dzień jest coraz bardziej „obca”. Nie pachnie domowym jedzeniem ani waniliowym ciastem. Muszę na nowo się w niej zakorzenić. Powoli do niej wracam, ale jeszcze chwilę zajmie mi zagnieżdżenie się w niej na dobre. Dziś zrobiłam dla chłopków dużą porcję karkówki w sosie własnym. Wybrałam to danie, bo tak naprawdę robi się samo, a wystarczy także przynajmniej na jutrzejszy obiad. Karkówka okazała się przepyszna. Jeśli smakował Wam schab po cygańsku, to danie na pewno przypadnie Wam do gustu. Polecam.


Składniki:

• 1 – 1,2 kg karkówki
• 2 – 3 marchewki
• 2 cebule
• kilka łyżek majonezu
• pieprz, sól (lub przyprawa uniwersalna)

Sposób przygotowania:

1. Mięso opłukać, odłożyć.
2. Obrane marchewki zetrzeć na dużych oczkach tarki, przełożyć do miseczki.


3. Cebule pokroić w kosteczkę, wymieszać z marchewką.


4. Dodać majonez i przyprawy. Jeszcze raz wymieszać.




5. Na dnie naczynia żaroodpornego ułożyć 1/3 mieszanki warzyw. Na nich położyć kawałek mięsa.


6. Karkówkę obłożyć resztą warzyw tak, aby mięso z każdej strony było przykryte.



7. Naczynie przykryć. Wstawić do piekarnika. Piec ok 100 – 120 minut w 180 stopni C z opcją góra – dół lub dół – termoobieg.


8. Po upieczeniu mięso kroić na porcje.



9. Podawać gorące.


Smacznego.

4 komentarze:

  1. Oooo tak jeszcze nie robiłam, ale mięsa z Twoich przepisów mi wychodzą toteż spróbuję! Nigdy bym nie wpadła na majonez!

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy mozna dodac do marchewki kapuste pekinska

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie próbowałam. Kapusta pekińska jest dość delikatna, może się rozciapać przy tak długim pieczeniu. Ale do odważnych świat należy. Jak spróbujesz, daj znać. Pozdrawiam, Aleex :)

      Usuń