.

.

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Florentynki wg Aleex



Wiedziałam, że tak będzie! Po prostu wiedziałam. Od wczoraj miałam już sprecyzowany plan na dzisiejszy dzień: wcześniejszy powrót z pracy, pieczenie ciasteczek i odpoczynek. I co? I nic. Nic z tego nie wyszło. Dlaczego? Bo… zapomniałam o całym świecie. Ale po kolei.
Wchodząc do domu, od progu zgarniałam rzeczy Młodego zostawione byle gdzie. Przywitałam się z Hugo, w drodze do kuchni musnęłam spojrzeniem stosik papierów. Wyszukałam w nich przepis Dorotus na florentynki i już miałam zabrać się za pieczenie, kiedy w oko wpadła mi niebieska okładka książki, którą ostatnio dostałam.



Książka, która dotarła do mnie pocztą, była intrygująca. Okładka zastanawiała, tytuł jeszcze bardziej. „Geriavity”… Ale o co chodzi? To słowo skojarzyło mi się z nazwą popularnego leku dla osób mocno dojrzałych. Brzmiało znajomo, ale jednocześnie ciekawiło. Otworzyłam książkę. Przeczytałam kilka stron, stojąc przy biurku z przepisem na florentynki w ręce. Usiadłam. Przepis zsunął się na podłogę, a ja przeniosłam się do Warszawy na spotkanie z doktorem Tomaszem Szroniewskim. Sekundy mknęły wraz z sunącą po cyferblacie wskazówką. Zlewały się w minuty, te w kwadranse, a ja czytałam z wypiekami na twarzy, wybuchając co chwila spontanicznym śmiechem.
Bohatera polubiłam od pierwszej chwili. Doktor Szroniewski to współczesny mężczyzna, nie jest zaradny ani przebojowy, złoszczą go paradoksy dnia codziennego, nie akceptuje głupoty ludzi. Żyje w swoim świecie, nieco odstającym od szarej rzeczywistości. Jest ginekologiem-położnikiem, ale tak naprawdę stroni od kobiet. Ma za to mamusię, która skutecznie uprzykrza mu życie: a to przyjazdem kuzynka, o istnieniu którego Szroniewski nie miał bladego pojęcia, a to rodzinnymi spotkankami, które sprawiają, że bohater dusi się ze zniecierpliwienia.
Śledząc historię Tomasza Szroniewskiego, dostrzegłam w nim kwintesencję człowieka naszych czasów, swoistego every mana, który boryka się z codziennością. Ten utwór to nic innego jak przenicowana powieść obyczajowa dla kobiet, takie, nieco prześmiewcze, odwrócenie sytuacji. I mimo że bohaterem jest mężczyzna, każda kobieta i każdy facet zrozumieją go doskonale. Bo kogo z nas nie wkurzają ogłupiające zakupy w hipermarketach przed świętami? Kto szanuje puste lale czyniące rzekomy atut ze swojej głupoty i zwracające uwagę wyłącznie zewnętrznością? Komu z nas nie cierpnie skóra, gdy widzimy cwaniactwo i nieróbstwo innych? Kto z nas lubi dziwne układy zawodowe i niejasne powiązania? Nikt. Nikt też nie lubi, jak inni próbują układać mu życie. I nikt z nas nie lubi, jak inni oceniają naszych ukochanych. Bo ukochaną ma także Tomasz Szroniewski. I ostatecznie, mimo wielu wątpliwości, wreszcie ten sympatyczny czterdziestolatek wybiera swoją drogę życiową. Czy jest ona przewidywalna? Czy jest zaskakująca? Nie… tego Wam nie zdradzę, możecie przeczytać o tym sami.
Książka jest świeża jak moje ciasteczka, które w końcu upiekłam, ale dopiero bardzo późnym wieczorem (jak widać). Ukazała się zaledwie tydzień temu, można ją kupić w kilku miejscach (informacje TUTAJ). Cena jest bardzo przystępna. Książka może być świetnym prezentem na różne okazje. Jej niewątpliwym atutem, dla mnie naprawdę ważnym, jest styl autorki – lekki, bezpośredni, bardzo przypomina mi tę pisarską swobodę wypowiedzi, którą miała Joanna Chmielewska. Ja nie znajdę „Geriavitów” pod choinką, bo mam już swój bezcenny egzemplarz z dedykacją autorki.



Ale moi bliscy i znajomi na pewno zostaną obdarowani tą wyjątkową pozycją książkową.
Polecam Wam gorąco tę powieść. I ciasteczka. Obie rzeczy znakomite.


Składniki na 20 sztuk:

• 50 g kandyzowanych wiśni
• 50 g kandyzowanej skórki pomarańczowej
• 100 g suszonej żurawiny
• 200 g migdałów w słupkach
• 50 g mąki pszennej
• 120 g masła
• 120 g cukru
• 50 ml śmietany kremówki 30%

Dodatkowo:
• 200 g czekolady mlecznej lub gorzkiej

Sposób przygotowania:

1. Do rondelka włożyć masło i cukier. Podgrzewać, aż składniki prawie zupełnie się rozpuszczą (cukier będzie trochę wyczuwalny). Zdjąć z palnika, wlać śmietanę kremówkę, odstawić, aż lekko przestygnie.





2. Do misy włożyć posiekane na grubsze kawałki wiśnie, skórkę pomarańczową, żurawinę, migdały i mąkę pszenną. Delikatnie wymieszać.





3. Do bakalii dodać przestudzone masło z cukrem, wymieszać do połączenia.



4. Blachę z piekarnika wyłożyć papierem do pieczenia. Układać ciasteczka na blasze w dużych odstępach od siebie - 1 płaska łyżka na każde ciastko, następnie spłaszczyć łyżką.



5. Piec w temperaturze 160ºC przez około 12 - 15 minut, aż się zezłocą. Ciastka powinny się lekko rozpłynąć podczas pieczenia, a kiedy ich brzegi będą lekko brązowe, są gotowe.
6. Wyjąć z piekarnika, jeszcze ciepłe wycinać okrągłą foremką do deserów (dzięki temu będą idealnie równe), pozostawić na blaszce do przestudzenia (dopiero wtedy się skleją).





7. Wystudzone ciastka od spodu posmarować roztopioną czekoladą i odkładać do stężenia czekolady.




8. Ciastka można przechowywać do 10 dni w szczelnym pojemniku.


Smacznego.

6 komentarzy:

  1. bardzo mnie zachęciłaś do przeczytania tej książki:) gdybym słyszała o niej wcześniej, pewnie wpisałabym na moją listę prezentów, teraz to już chyba za późno, i sama będę musiała sprawić sobie prezent:)

    a ciasteczka - rewelacja:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książkę gorąco polecam, jest świetna. Żałuję, że już skończyłam ją czytać :) Najlepiej zamówić ją na stronie wydawnictwa Nokturn, wysyłają bez dodatkowych kosztów przesyłki. Ciasteczka też polecam, bo są pyszne :) Pozdrawiam, Aleex :)

      Usuń
  2. Zamówiłam, ale będę miała niestety bez autografu..Ale za to mam Twardocha na "Morfinie":)
    Florentynki wyglądają smakowicie, moze tez spróbuję?:)

    OdpowiedzUsuń
  3. mgosiu, kto powiedział, że bez autografu? szykują się spotkania autorskie!
    pozdrawiam! autorka 'geriavitów".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Renato - witaj w mojej kuchni :) Sądzę, że czytelników "Geriavitów" bardzo ucieszy Twoja wiadomość. Pozdrawiam, Aleex :)

      Usuń