czwartek, 10 maja 2018
Podróże i zielone smoothie z kiwi wg Aleex
Kwiecień minął błyskawicznie i wcale nie spędziłam go w mojej kuchni. O nie. Kwiecień upłynął mi pod znakiem podróży. Stąd moja długa nieobecność na blogu. Tuż po świętach znów odwiedziłam przepiękną Grecję. Kocham ten niezwykły kraj, który jest uznawany za kolebkę kultury europejskiej. Zachwycam się nim, choć dostrzegam również zaskakujące kontrasty. Z jednej strony urzeka piękno przyrody, z drugiej widoczne są pewne niedostatki i niedbałość mieszkańców o własne otoczenie. Nie zakłóca to jednak radości, która towarzyszy mi zawsze podczas pobytu w Grecji. I tym razem było podobnie. Spędziłam dwa tygodnie na Riwierze Olimpijskiej w Leptokarii. Hotel “Posejdon” ma urokliwe położenie: zaledwie 100 metrów od brzegu Morza Egejskiego i kilkanaście minut drogi od górskiego pasma Olimpu. Oczywiście nie byłam na wczasach, a więc nie skupiałam się wyłącznie na sobie. Przez większą część dnia zajmowałam się sprawami zawodowymi, ale wyjątkowe miejsce sprawiało, że zupełnie nie czuło się presji, odpowiedzialności i codziennego galopu wśród nawału obowiązków. Czas, który tam spędziłam, wykorzystywałam maksymalnie, by skorzystać z dobrodziejstw nadmorskiego klimatu i dojść do siebie po wiosennym zapaleniu płuc.
Nasza młodzież drugi rok z rzędu odbywała w Grecji praktyki zawodowe. Uczniowie świetnie wykorzystali ten czas, łącząc naukę z przyjemnościami. Poza zajęciami z profesjonalistami, które były prowadzone w języku angielskim, młodzi ludzie mieli do dyspozycji bogatą infrastrukturę sportową i plażę. Niektórzy plażowe szaleństwa przypłacili otarciami, siniakami, a nawet trafiło się jedno skręcenie stawu. Na szczęście miałam ze sobą kolagen, którym i w tamtym roku, i w tym ratowałam wszystkich poszkodowanych w czasie młodzieńczych szaleństw (o kolagenie czytaj – TUTAJ ).
Podczas pobytu w Grecji znów odwiedziłam Meteory – skupisko średniowiecznych klasztorów usytuowanych niezwykle malowniczo, wysoko, wysoko na skalnych ostańcach.
W tym roku nie byliśmy w Tesalonikach, popłynęliśmy za to ze wspaniałym kapitanem Costasem na przepiękną wyspę Skhiatos, na której nagrywano film “Mama Mia”. Podczas rejsu mieliśmy okazję podziwiać delfiny i cudowne krajobrazy. Wyspa Skhiatos zachwyciła nas cudownymi uliczkami, charakterystycznym połączeniem szafiru i bieli na fasadach niewielkich domków i knajpeczkami, w których się je, siedząc na chodniku. Skhiatos to kwintesencja greckiego klimatu.
Nigdzie tak nie smakowała mi jagnięcina podana z tradycyjną sałatką grecką, oliwkami, sosem tzatziki i białym winem. Zwieńczeniem rejsu na Skhiatos był krótki przystanek na złotej plaży i kąpiel w Morzu Egejskim. Woda była dla mnie zbyt zimna, ale młodzież nie przepuściła takiej okazji. Za to piasek osiadający na skórze cudownie mienił się w promieniach słońca.
Grecja to nie tylko klimat, historia i urzekające krajobrazy. Grecja to też przepyszna kuchnia. Ja niezmiennie pozostaję wierna sałatce z dużymi kawałkami ogórków i pomidorów, świetnej fety, z pikantnymi papryczkami i oliwkami. W tym roku zachwycił mnie smak suszonych na słońcu pomidorów. Wszystko było pyszne: moussaka z bakłażanem, jagnięcina, owoce morza, ryba panierowana, królik w sosie cytrynowym, duszona wieprzowina. Zachwycały przesłodkie desery: ciasto czekoladowe w syropie, baklava, pudding, świeże oraz kandyzowane i suszone owoce. Cudownie smakowała oliwa, feta – zupełnie inna niż nasza, ser halloumi, tzatziki z jogurtem greckim i oliwki.
Przywiozłam do domu greckie słodycze, oliwę tłoczoną w oliwiarni i mnóstwo przypraw, które smakują inaczej niż kupione u nas. Są aromatyczne i doskonale uzupełniają przygotowywane potrawy. Muszą mi wystarczyć przynajmniej na kilka miesięcy.
Po powrocie na kilka dni wpadłam w wir obowiązków zawodowych, szykując się jednocześnie do kolejnego wyjazdu. Majówkę, razem z Dariem i znajomymi, spędziłam w polskich górach. Odwiedziliśmy Szczawnicę, przepiękny wąwóz Homole, w którym ostatni raz byłam kilkanaście lat temu, wjechaliśmy kolejką na Palenicę, by podziwiać piękne górskie widoki. Płynęliśmy tratwami podczas spływu przełomem Dunajca, a pogodne popołudnie spędziliśmy w Aqua Parku w Popradzie. Odpoczęłam, wzmocniłam organizm, opaliłam się. Było cudownie.
A skoro góry, to także regionalna kuchnia. Zajadałam się oscypkami, które uwielbiam w każdej postaci, także z grilla z dodatkiem żurawiny. Odkryłam też świetne miejsce, “Jakubówkę” – niedużą knajpkę, w której serwują pyszne placki ziemniaczane przyrządzane na 15 sposobów. Dawno nie jadłam tak dobrego placka z lekko pikantnym gulaszem. Oprócz smacznego jedzenia, w “Jakubówce” można degustować regionalne piwo “Pienińskie” – tradycyjne jasne, miodowe i gryczane. Jeśli traficie kiedyś do Szczawnicy, koniecznie odwiedźcie to miejsce. Naprawdę warto.
Majówka za nami. W szkole rozpętało się szaleństwo matur, czas wrócić do rzeczywistości. A więc wracam, oczywiście z nowym przepisem. Na początek proponuję Wam pyszne zielone smoothie z kiwi, które przygotowuję dla siebie bardzo często. Świetnie smakuje, szczgólnie w gorące, wiosenne dni. Jest nie tylko smaczne i zdrowe, ale także świetnie gasi pragnienie. Wypróbujcie je. Gorąco polecam.
Składniki:
• soczyste jabłko
• 1 pomarańcza
• 1 kiwi
• garść szpinaku
Sposób przygotowania:
1. Owoce obrać ze skóry. Pokroić na kawałki. Opłukać listki szpinaku.
2. Owoce i szpinak włożyć do pojemnika blendera kielichowego.
3. Wszystkie składniki zmiksować na smoothie.
4. Przelać do szklanki. Podawać od razu po przyrządzeniu.
Smacznego.
Źródła zdjęć: Internet
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz