czwartek, 14 kwietnia 2011
Wizyta w Czarciej Łapie
Lublin to jedno w niewielu miast, które darzę wyjątkowym sentymentem. Przez pięć lat studiów związałam się z nim na dobre. Bardzo się cieszyłam, gdy Gwiazdeczka również wybrała lubelską uczelnię, by kontynuować naukę. Dzięki jej decyzji mam okazję, by od czasu do czasu odwiedzać to urokliwe miasto.
Ostatnio zabrałam tam moich uczniów. Zwiedziliśmy Majdanek, dwa uniwersytety (UMCS i KUL), sporo czasu spędziliśmy także na lubelskiej Starówce. Jeśli nie znacie Lublina, zachęcam Was, abyście tam się wybrali. Nic bowiem nie jest w stanie oddać niesamowitego klimatu tego miasta. Urokliwe, odrestaurowane kamieniczki, cudowne knajpki, Brama Krakowska, resztki ruin Fary i górująca nad nimi biała bryła zamku są naprawdę przepiękne.
Trzeba tam się znaleźć, by poczuć tę wyjątkową atmosferę.
Na Starówce mieści się także budynek dawnego Trybunału Koronnego, z którym związana jest niesamowita legenda. Usiądźcie wygodnie, najlepiej z filiżanką kawy i posłuchajcie…
Trybunał Koronny był rodzajem sądu wyższej instancji dla szlachciców, który działał w Lublinie w XVI i XVII wieku. Jeśli ktoś nie był zadowolony z wyroku sądów grodzkich, mógł złożyć apelację do Trybunału i liczyć na pomyślny wynik rozprawy.
Na to właśnie liczyła pewna wdowa, która 1637 roku odwołała się od wyroku sądu grodzkiego. Sprawa jej nie wydawała się być trudna do osądzenia. Bogaty szlachcic najechał jej domostwo, zagrabił to, co miała cennego i spalił zabudowania. Kobieta domagała się odszkodowania.
Jednak bogaty szlachcic przekupił sędziów i wyrok zastał wydany na jego korzyść. Kobieta nie poddała się jednak. Złożyła apelację do Trybunału Koronnego. Przyjechała do Lublina pełna nadziei na sprawiedliwy wyrok.
Niestety, jak się okazało, również tutaj szlachcicowi udało się sędziów przekupić. Znów wyrok stwierdzał, że wdowie nic nie należy się z jego strony, że nie popełnił żadnego przestępstwa. Kobieta została pozbawiona szansy na odzyskanie choć części zagrabionego majątku. “Nawet diabli sprawiedliwiej by osądzili!!” - wykrzyknęła załamana i z płaczem wybiegła z Trybunału.
Wieczorem tego dnia stało się coś dziwnego… Pod budynek Trybunału zajechała bardzo piękna, bogato zdobiona karoca, ciągnięta przez wyjątkowo dorodne konie. Z karocy wysiedli elegancko ubrani panowie. Płaszcze ich zdobione były kamieniami szlachetnymi, obszywane złotem. Gdyby nie fakt, że zamiast stóp mieli kopyta, nie różniliby się niczym od zwykłych ludzi…
Weszli do Trybunału. Na wokandzie znów znalazła się sprawa biednej wdowy. Wezwano świadków, przesłuchano ich. Tym razem nikt nie śmiał kłamać w obecności tak niezwykłych sędziów. Wyrok, który wydali, był na korzyść wdowy. Szlachcic miał jej oddać zagrabiony majątek i wypłacić odszkodowanie za wyrządzone szkody.
Żeby nadać ważności temu wyrokowi, diabeł go odczytujący uderzył dłonią o stół. Odbiła się ona wypalonym śladem na jego blacie. Stół ten do dzisiaj można oglądać w holu lubelskiego zamku.
Podczas, gdy diabeł wygłaszał wyrok, Chrystus na krzyżu w sali rozpraw odwrócił głowę do ściany. Nie chciał widzieć tego, że diabli sprawiedliwszy wyrok niż ludzie wydali. Krzyż Trybunalski do dziś znajduje się w jednej z kaplic w Archikatedrze.
A od legendy o czarciej łapie wywodzi się nazwa restauracji znajdującej się przy ulicy Rynek 19. To w tym lokalu dokonała jednej ze swoich kuchennych rewolucji pani Magda Gessler. Nie ukrywam, chciałam znaleźć się w tym miejscu. Już przy wejściu w reklamowym witrażyku przy menu powieszono zdjęcie, które prezentowało wszystkich pracowników w towarzystwie polskiej restauratorki.
Drzwi lokalu szeroko otwarte zapraszały do środka.
Ponieważ na zewnątrz ustalałam z grupą pewne szczegóły, wyszedł do nas pan kelner i zaprosił do restauracji. Polecił nam miejsce, a później cały czas opiekował się nami. Naprawdę był wyjątkowo miły.
Wnętrze lokalu jest dość mroczne, ale ciemna kolorystyka ścian została rozjaśniona wyrazistym błękitem wokół okien. To niezwykłe połączenie kolorystyczne wywołuje różne opinie: jednym się naprawdę podoba, inni zachowują dystans. Wykrzywione twarze diabłów z malowideł zasłoniły buzie aniołków. Być może słodkie spojrzenia cherubinków spełniają swoją rolę, ale mi nie przeszkadzałyby też oryginalne postaci biesów. Czasami takie wyraziste dekoracje podkreślają swoisty charakter miejsca. Świetnie komponują się z całością przepiękne, nieco monumentalne, kryształowe żyrandole, które przykuwają uwagę gości.
Salę jadalną podzielono na kilka części przez odpowiednie ustawienie mebli. Dzięki temu restauracja nie przypomina wielkiego molocha, w środku jest kameralnie i miło.
W karcie znajduje się sporo ciekawych dań. Dużo wśród nich potraw z makaronem, są pyszne przystawki, sałatki i dania główne. Ja i Gwiazdeczka zamówiłyśmy pierś kurczaka zapiekaną w szynce parmeńskiej na puree ziemniaczanym z warzywami. Moja koleżanka poprosiła o sałatkę śródziemnomorską ze świeżym pieczywem.
Oba dania były przepyszne. Porcje w sam raz, niezbyt duże, aby ewentualnie mieć ochotę na więcej, pięknie podane i świeżutkie. Brakowało mi tylko serwetek na stołach i przypraw. Na szczęście z tych ostatnich nie musiałam korzystać.
W „Czarciej Łapie” naprawdę miło spędziłyśmy czas. Polecam Wam to miejsce. Na razie trzymają fason i goście naprawdę wychodzą stamtąd zadowoleni i najedzeni. Mam nadzieję, że po kolejnej wizycie za jakiś czas także będę zadowolona.
Źródło (tekst legendy i zdjęcia Lublina):
http://www.magiczny-lublin.pl/legendy/czarcia-lapa.php
http://www.magiczny-lublin.pl/category/zabytki/
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Oglądam wszystkie odcinki "Kuchennych rewolucji".
OdpowiedzUsuńcieszę się z tej recenzji i mimo iż od kilku lat mieszkam w Lublinie, jeszcze nie byłam w słynnej Czarciej a właśnie w niedzielę mam zamiar się do niej wybrać :)
OdpowiedzUsuńJa też bardzo lubię ten program :)))
OdpowiedzUsuńFajnie że trzymają fason:) Moze kiedys będę w Lublinie to chętnie tam zajrzę. Ja tez chętnie oglądam ten program i bardzo mnie czasem irytuje fakt że po wizycie Magdy Gessler wszystko wraca do stanu poprzedniego. Dzięki serdeczne za post:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńzauberi - zazdroszczę Ci miejsca zamieszkania :))) A do Czarciej Łapy wybierz się koniecznie. Warto!
OdpowiedzUsuńAleex :) wybiorę, teraz to już na pewno :)
OdpowiedzUsuńO tak ! Wycieczka po Lublinie była bardzo miła a obiad pyszny :) Również polecam restaurację ;) Buziaki !
OdpowiedzUsuńDziękuję za wirtualną wycieczkę po Lubelskiej Starówce i legendę o Czarciej Łapie;).Jesteś świetnym przewodnikiem:)Miłego dnia Aleex.
OdpowiedzUsuńHmmm ja niestety mam dość słabe wspomnienia z Lublinem związane. Poza tym dla mnie było to zawsze małe, zapyziałe miasteczko bez odpowiednich opisów ulic, co, gdzie i w którą stronę :) Ale może się pozmieniało, a ja ostatnio byłam tam ponad 10 lat temu, nie licząc pogrzebu babci sprzed kilku lat, bo wtedy byłam tylko na chwilkę i w konkretnym miejscu
OdpowiedzUsuńLubimy te miejsca, które dobrze nam się kojarzą. Poza tym gdy ja, też po dziesięcioletniej przerwie, znów odwiedziłam Lublin, musiałam to miasto odkryć na nowo. Dziś Lublin jest piękny, ale pozostała w nim nutka prowincjonalności i to stanowi o jego uroku. Pozdrawiam, Aleex.
OdpowiedzUsuńNiestety nigdy nie byłam w Lublinie, stąd bardzo pomocne było dla mnie Twoje przybliżenie tego miasta. Chyba zacznę marzyć, to może odwiedzę Lublin, Sandomierz i Kazimierz, miasta urokliwe, a jednak mi nieznane.
OdpowiedzUsuńPs. Syn cały czas twierdzi, że uczy się w szkole, na lekcjach i w domu już nic nie musi.
Nie podoba mi się jego postawa, ale cóż nic nie zrobię z tym.
Z j. polskiego załatwiłam korepetycje "last minute", aby przybliżyć mu wszystkie lektury.
Byłam przerażona tym, że nie umiał nawet zakwalifikować lektury do właściwego okresu literackiego ani do nazwiska autora.
Nie mogę się z tym pogodzić, że teraz do zdania matury wystarczy 30%.
Pozdrawiam i życzę wspaniałego spędzenia tak ważnego dla Ciebie dnia i pomyślności na następne lata, a dla męża gratulacje z okazji magisterki. Ak
Alu - syn na pewno sobie poradzi. Trzymam kciuki za niego. Dziękuję za życzenia. Aleex.
OdpowiedzUsuńAleex dopiero teraz zobaczyłam, że piszesz o moim ukochanym Lublinie. Ja również spędziłam tam 5 cudownych lat studiów. Może nawet gdzieś się spotykałyśmy ....Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńByć może, Ewo :))) Ja też bardzo kocham Lublin. Pozdrawiam, Aleex.
OdpowiedzUsuńA ja mam zięcia z lubelskiego.Kochany ciepły człowiek.Jak cała jego rodzina zreszta.Codziennie Bogu dziEkuję za niego.Co roku z mężem jeżdzimy w lubelskie.Pokochałam tą piękną ziemię i tamtejszych życzliwych ludzi.Tylko szkoda,że od Torunia tak daleko.Samym Lublinem też jestam zauroczona.w pełni sie z Panią zgadzam.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam.Barbara
Jestem pod wrażeniem. Bardzo dobry artykuł.
OdpowiedzUsuń